Kevin pierwszy
raz w życiu cieszył się z tego, że dostał miejsce przy przejściu. Dzięki temu
mógł w spokoju przyglądać się śpiącemu Blainowi. Zaraz po wejściu do samolotu,
Pierre oparł głowę o okno i za nim w ogóle zdążyli wystartować. Siedzący obok
Tillie mógł tylko z czułością patrzeć się jego spokojnej twarzy, przymkniętym
oczom, chaotycznie rozczochranym włosom. Dobrze, że pozostali zawodnicy siedzieli
kilka rzędów dalej, bo dzięki temu, przyjmujący mógł zachowywać się swobodnie.
Uniósł dłoń i
ostrożnie przejechał opuszkiem palcem po rozwartych ustach statystyka. Ten
nieświadomie mruknął z zadowoleniem i mocniej skulił się w fotelu. Zaraz jednak zaczął ruszać ręką, jakby czegoś
szukał. Robił to co raz bardziej nerwowo i pewnie by się obudził, gdyby Tillie
nie chwycił jego dłoni i nie ścisnął jej mocno. Pierre wręcz brutalnie oddał
uścisk, a następnie przechylił się na drugą stronę krzesła i teraz jego głowa
opierała się nie na oknie, ale na ramieniu drugiego. Wszystko co robił, robił
całkowicie nieświadomie, ale Kevinowi bardzo się podobało.
Przyjmujący
objął go ramieniem i pozwolił, by statystyk wtulił się w jego tors. Delektował
się ciepłem ciała Blaina, jego spokojnym oddechem, cichym biciem serca. To było
to, o czy marzył już od wielu dni, o czym śnił każdej nocy. Tak strasznie
chciał, by kiedyś mogli bez przeszkód, każdego dnia, cieszyć się swoją obecnością.
Marzył o normalnym związku, spokojnym życiu, domu z ogródkiem i psem.
Ale wiedział
też, że potrzebuje do tego Pierr’ego. Ludzie mogli mówić, co chcieli, ale on
tego właśnie pragnął, to było jego szczęście.
A skoro inni mogą
być szczęśliwi.
***
– Earvin,
zobacz, co zdobyłem!
Jenia
przegalopował przez kabinę samolotu po czym gwałtownie usiadł w swoim fotelu,
zaburzając ten sposób równowagę maszyny
i zaliczając mordercze spojrzenie od jednej ze stewardes.
– Czemu
rozwalasz nasz środek transportu? – zapytał przyjmujący, niechętnie zdejmując
słuchawki.
– Patrzaj! –
libero podetknął koledze pod nos swój telefon. – Czy oni nie są słodcy? –
pokazał mu zdjęcie, a którym Kevin i Pierre, zupełnie nieświadomie, spali
wtuleni w siebie.
– Masz racje –
N’Gaphet powoli pokiwał głową. – Niewątpliwie są uroczy. To autentyczne
zdjęcie?
– A niby kiedy
miałbym je zmontować?! Oczywiście, że autentyk, przed chwilą zrobiłem.
– Szybki
jesteś, dałbyś radę. Jeśli to autentyk, to ja w takim razie jestem w głębokim
szoku.
– Niby
dlaczego?
– Bo Kevin nie
cierpi, gdy ktoś śpi na jego ramieniu, a Pierre jest jeszcze cały.
Grebenikov
patrzył na niego zszokowany. Powoli osunął się w fotelu, a potem podrapał się
po brodzie.
– Myślisz, że
to coś więcej? – zapytał w końcu libero.
– Co masz na
myśli?
– Wszyscy
wiedzą, że Kevin jest gejem. Wszyscy widzą też, że ostatnio zachowuje się
cokolwiek nieswojo. Chodzi jakiś zamyślony, uśmiecha się tajemniczo, patrzy rozmarzonym
wzrokiem. Jakby się tak zastanowić, to patrzy tak głównie w kierunku stolika statystyków,
a jak Pierre tylko wchodzi do pomieszczenia, to on od razu robi się jakiś taki
wesoły.
– No to
zrobiło się bardzo dziwnie.
– Dlaczego?
– Bo wychodzi
na to, że Kevin zakochał nam się w młodym Blainie.
***
Rio
zupełnie im nie wyszło. Jechali walczyć o medale, a nie wyszli nawet z grupy.
Stracili swoją szanse, a następną mieli dostać dopiero za kolejne cztery lata.
Szczególnie bolało to starszych zawodników, ale i ci młodsi wiedzieli, że życie
bywa przewrotne i mogą już nie mieć okazji, by zawalczyć na igrzyskach.
–
Dlaczego analizujesz strukturę trawy? – zapytał Pierre, siadając na ławce obok
Kevina.
–
Nie wiem – mruknął, wzruszając ramionami. – Nie mam co ze sobą zrobić.
–
Więc zamierzasz siedzieć w wiosce przez cały dzień? To do ciebie nie podobne.
–
A masz inny pomysł.
–
Zrób coś w twoim stylu! Nie wiem… kurczę, to trudne… ogarnij jakąś imprezę,
albo wypad na lody, albo kurczę, zaciągnij nas na plażę!
–
Zaciągnąć cię na plażę? – Tillie spojrzał na przyjmującego spod przymrużonych
powiek i uśmiechnął się chytrze.
–
Znaczy się…
Blain
nie zdążył nic powiedzieć, bowiem przyjmujący poderwał się gwałtownie, chwycił
go za rękę i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia z wioski. Przeciągnął go tak, przez pół Rio, dopóki w
końcu nie doszli do jakiejś bardzo odległej i opustoszałej plaży.
–
Dlaczego musieliśmy iść tak daleko? – zapytał zdyszany Pierre, próbując złapać
oddech.
–
Bo tylko tu jest tak pusto i spokojnie. Masz ochotę na spacer po plaży? Tu
nikogo nie ma, żadne dzieci nie będą nam przeszkadzać.
Pierre
niepewnie przełknął ślinę. Propozycja siatkarza wydawała się być wyjątkowo kusząca,
ale jednak… spacer? Sam na sam z Kevinem? Mogło się zrobić trochę niezręcznie.
„Ale taka
okazja może się już więcej nie trafić” – odezwała się jego podświadomość.
I miała racje.
– Niech będzie
– zgodził się niepewnie.
Przez dobre kilkadziesiąt
minut szli w zupełnej ciszy. Kevin wydawał się myśleć nad czymś intensywnie, a
Blainowi wystarczała tylko obecność drugiego chłopaka. Tak naprawdę, to nie
rozumiał, dlaczego tak dobrze się dogadują, dlaczego może spędzać z Tilliem
długie godziny i się nie nudzić. Ostatnimi czasy obecność innych ludzi go irytowała,
ale w towarzystwie przyjmującego, naprawdę czuł się swobodnie, trochę, jak za
starych dobrych czasów sprzed kontuzji. Starszy Francuz szczerze interesował
się tym, co statystyk miał do powiedzenia, jego zdaniem, pomysłem na życie.
A Pierre
potrzebował właśnie odrobinę zainteresowania.
– To co
zamierzasz teraz zrobić, skoro sezon już się skończył? – zapytał nagle Kevin.
– Raczej wrócę
na uczelnie – Blain wzruszył ramionami. – Zaczynam trzeci rok, na MIT-cie to
dobry moment żeby się wybić.
– A co potem?
– Jeszcze nie
wiem. Jako informatyk, matematyk i fizyk mogę robić wiele rzeczy. Może zatrudni
mnie Microsoft albo Apple. Ewentualnie z NASA też mogę pracować. A jak nie, to
jest jeszcze dużo innych firm.
– Ale w
przyszłym sezonie nadal będziesz z nami pracował, prawda?
– Zobaczymy,
jak wyjdzie.
– Musisz mi to
obiecać! – Kevin chwycił Pierr’ego za ramiona i obrócił w swoją stronę. – Musisz być naszym statystykiem w przyszłym
sezonie, są mistrzostwa Europy, bez ciebie sobie nie poradzimy!
– Zawsze
znajdzie się ktoś lepszy.
– Nie o to
chodzi!
– Więc o co,
wytłumacz mi.
– To nie takie
proste! – Tillie ze wściekłością kopnął piasek i odwrócił się plecami do
Blaina. – Ja po prostu… sam nie wiem, jak to powiedzieć… chyba po prostu się tego
boję…
– Ale czego!
– Że cię
stracę! – krzyknął nagle, odwracając się i przyciągając Pierr’ego do siebie. –
Cholera, raz kozie śmierć, więcej nie odważę się tego powiedzieć. Zależy mi na tobie. Przez te
kilka miesięcy stałeś się dla mnie cholernie ważny. Nie wiem, jak to obierzesz,
ale kurczę, nie mogę wyrzucić cię z głowy. Na początku chciałem tylko pomóc,
ale teraz… A zresztą, co ja się będę uzewnętrzniał.
Wszystko
nastąpiło bardzo szybko. Kevin chwycił twarz Blaina w swoje dłonie i za nim ten
zdążył zaprotestować, pocałował go namiętnie. Zupełnie nie myślał o tym, co
robi, dał ponieść się uczuciom, nie liczył się z konsekwencjami. Wiedział, że
taka szansa może mu się więcej nie trafić, że to może być jedyna okazja, by być
tak blisko ukochanej osoby.
Dla Pierr’ego
był to jednak ogromny szok. Zupełnie nie miał pojęcia, co robić. Odruchowo
oddał pocałunek, a nawet go pogłębił. Usta Kevina były przecież takie miękkie,
a ciało statystyka drżało pod wpływem jego dotyku.
Znany mu
dotychczas świat nagle zawalił się i wszystko zaczęło wirować. To, czego
doznawał, było zarazem piękne, jak i straszne.
Straszne, bo
niszczyło wszystko to, co dotychczas z taką skrupulatnością budował, bo
nakazywało mu pogodzić się z tym, że jest kimś zupełnie innym niż chciał być.
Odskoczył
gwałtownie od Tilli’ego, musiał to przerwać.
– Ja… – nie
potrafił spojrzeć mu w oczy, nie potrafił powiedzieć, że nie podoba mu się to,
co czuje. – Przepraszam – pokręcił gwałtownie głową. – To… to nigdy nie powinno
się stać – powiedział jeszcze po czym odwrócił się i odbiegł, tłumiąc łzy.
Kevin został
zupełnie sam. Przerażonym wzrokiem śledził, znikającego za horyzontem chłopaka.
Jego ciałem wstrząsnął szloch. Osunął się na ziemię i z wściekłością uderzył
pięściami w piasek. A potem jeszcze raz i jeszcze. Łzy spływały po jego
policzkach, był na siebie wściekły.
Bo zepsuł, bo
nie wyszło tak, jak chciał.
Bo
zaprzepaścił swoją szansę na szczęście.
Prezentuję wam kolejną część, w której nastąpił przełom w relacjach między bohaterami. Powiem szczerze, że jestem całkiem zadowolona z opisanych scen, choć mogły wyjść lepiej.
Jest mi trochę smutno, bo pod ostatnim rozdziałem nie pojawił się ani jeden komentarz. Wiem, że to opowiadanie jest o dość nietypowej tematyce, ale naprawdę liczyłam na większy odzew.
W każdym razie mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej.
Pozdrawiam
Violin
Cieszę się, że Kevin w końcu przyznał się do swoich uczuć. Zdziwiło mnie trochę zachowanie Bleina bo myślałam, że też zaczął coś czuć do Tillie. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę dużo weny 😙
OdpowiedzUsuńO rany, ale się porobiło.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że relacje między chłopakami rozwiną się tak szybko. Myślałam raczej, że przez połowę opowiadania będą próbowali powiedzieć sobie szczerze co czują. Ale Twoja wersja szybkiego rozwoju akcji podoba mi się o wiele bardziej.
Nie spodziewałam się jednak takiej reakcji Pierre. Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju zdarzeń i relacji między bohaterami.
Naprawdę lubię to opowiadanie. Jest takie nieszablonowe i zaskakujące, czyli takie, jakie lubię najbardziej. :D
Pozdrawiam ;)
Ola