sobota, 25 marca 2017

On ira sentir Rio battre au cœur de Janeiro

– Pluszaki! Ile pluszaków! Patrz, Pierre, jakie wspaniałe, kolorowe, puchate, urocze!
Kevin stał przed witryną tokijskiego sklepu z zabawkami i rozentuzjazmowany, wpatrywał się w siedzące na niej pluszowe misie.
– To tylko zabawki! – Blain wzruszył ramionami. – Zupełnie nie rozumiem twojego podniecenia.
– Naprawdę? Przecież to pluszaki, symbol dzieciństwa, najważniejsza jego część! Każdy ma swojego ukochanego misia, z którym nie potrafił się rozstać. U mnie to był pan Kaczor, taka zielona kaczka w żółtej pelerynie…
– Ja nie miałem takiego pluszaka.
– Że niby co?
– To – Pierre znów wzruszył ramionami. – Nie mam takiego pluszaka. Ogólnie nie lubię pluszaków. Zawsze dostawałem wszystkie od matki. Nie cierpiałem ich, pachniały alkoholem i papierosami.
– Nie lubiłeś jej, prawda? – zapytał cicho Kevin, widząc, jak statystyk nerwowo zaciska pięści.
– Nie lubiłem? – prychnął kpiąco. – Ja jej nie cierpiałem i nie cierpię do dziś. Miała mnie i Antoniego głęboko gdzieś, choć przecież byliśmy jej jedynymi synami. Jak coś zrobiliśmy dobrze, to tego nie zauważała, ale wystarczył jeden błąd, a szybko chwytała za coś, czym można by było nas boleśnie ukarać – odruchowo skulił się w sobie, wróciły stare wspomnienia, które już dawno zepchnął na dno umysłu.
– Nie musisz o tym mówić – szepnął Tillie, z troską obejmując drugiego chłopaka ramieniem. Jego cierpienie sprawiało, że przyjmujący czuł bardzo nieprzyjemny ucisk w żołądku,
Pierre nic nie odpowiedział. Pustym wzrokiem wpatrywał się w kolorową wystawę, a jego pięści zaciskały się co chwilę, prawie do krwi, wbijając paznokcie w dłonie.
– Przeszkadzaliśmy jej – powiedział w końcu. – Antoine był wpadką, a ja miałem ratować małżeństwo. Nigdy nas nie chciała. Gdy tata był w domu, zachowywała się normalnie, ale kiedy wyjeżdżał… to było piekło. Wiesz, jakie mam jedno z najgorszych wspomnień z nią? Jak Antoine był chory, ale tak naprawdę bardzo chory, prawię przez tą cholerną białaczkę tedy umarł, to kiedyś stwierdziła… nie wiedziała, że to słyszę… że to nawet lepiej, jeśli mój brat umrze, przynajmniej będzie jeden problem z głowy.  Tak powiedział! Nasza matka! –  głos chłopaka załamał się, jego ciałem wstrząsnął szloch.
Kevin jeszcze mocniej przyciągnął go do siebie i zaczął uspokajająco gładzić po plecach. Pierre mimowolnie wtulił się w tors siatkarza. Potrzebował tego, potrzebował odrobinę czułości, miłości od drugiej osoby.
A Kevin ją dawał.
***
– Co robisz?
Wystraszony Kevin podskoczył nagle.
– Ukrywam się – odpowiedział, jeszcze bardziej kuląc się za wyjątkowo pokraczną roślinką.
– Że niby co proszę? – Pierre spojrzał na niego, jak na wariata.
– Bawimy się z chłopakami w chowanego, więc naturalną rzeczą jest, że się chowam – wyjaśnił przyjmujący. Zaraz jednak zamarł, słysząc czyjeś kroki na końcu korytarza. – O cholera, to Earvin! – poderwał się gwałtownie, chwycił Blaina za rękę i zaczął go ciągnąć w tylko sobie znanym kierunku. Przeciągnął go tak przez kilka korytarzy, by następnie wepchnąć do schowka na miotły.
– Tu nas na pewno nie znajdzie – powiedział, z całej siły zatrzaskując drzwi.
Pierre przewrócił oczami, kręcąc głową nad głupotą przyjmującego, z którą na razie nie miał zamiaru obcować. Nacisnął więc klamkę z zamiarem wydostania się z pułapki, lecz drzwi ani drgnęły.
Nacisnął jeszcze raz.
I Jeszcze raz.
Nadal nic.
– Chyba tu utknęliśmy – Kevin rozłożył bezradnie ręce i uśmiechnął się przepraszająco.
Blain przeklną pod nosem. Dziękował Bogu za to, że w schowku było ciemno i Tillie nie mógł zauważyć jego rumieńców, które pojawiły się na myśl, o spędzeniu czasu sam na sam z przyjmującym, w ciasnym pokoju…
Skarcił się szybko. Co to w ogóle miało być? Przecież Kevin był tylko jego przyjacielem, dobrym przyjacielem, ale nikim więcej!
Z zamyślenia wyrwał go wesoły głos starszego chłopaka.
– Zamierzasz tak stać całą wieczność, czy może łaskawie usiądziesz?
Statystyk niechętnie usiadł obok. Czuł się mocno zdenerwowany zaistniałą sytuacją, a jeszcze bardziej tym, że całkiem mu się ona podobała.
– Wyglądasz na zmęczonego – stwierdził nagle przyjmujący. – To znaczy, wyglądałeś tak za nim tu weszliśmy. Teraz, w tych ciemnościach, niewiele widać.
– Ostatnio mało sypiam, mam dużo pracy.
– Skorzystaj więc z faktu, że prędko stąd nie wyjdziemy i prześpij się. Obiecuję, że nie zabiję cię przez sen.
Pierre na początku niechętnie przystał na taką propozycję, ale gdy tylko położył się na ziemi i zamknął oczy, stał się jeszcze bardziej śpiący niż zwykle. Powoli zaczął odpływać.
Jednak za nim całkowicie zasnął poczuł, jak Kevin ostrożni kładzie jego głowę na swoich kolanach.
– Tak będzie lepiej – szepnął.
Blain zamarł. Palce chłopaka dotykały jego skóry, sprawiały, że drżał i czuł dziwny ucisk w spodniach. Jeszcze raz podziękował za całkowite ciemności.
Robił się śpiący. Oddech drugiego Francuza, jego spokojne bicie serca, działały niczym najlepsza kołysanka.
W końcu zasnął. I pierwszy raz od bardzo dawna spał snem twardym i spokojnym.
***
Kevin wpadł. Po uszy zakochał się w tym wychudzonym chłopaku i nic nie mógł na to poradzić. W obecności Blaina jego ciało napinało się gwałtownie, a umysł tracił zdolność racjonalnego myślenia. Kochał go. Kochał jego smutne oczy, racjonalny, melancholijny głos, nieśmiały uśmiech, który pojawiał się o dziwo głównie wtedy, kiedy w pobliżu pojawiał się Tillie.
Był jednak pewien problem – przyjmujący nie miał pojęcia, co z tym zrobić. Przez całe życie nie miał problemu z wyrażaniem swoich uczuć, a teraz nagle się bał. Bał się reakcji otoczenia, bał się, że Pierre nie czuje tego samego, bał się odrzucenia. Nie wiedział nawet, jak miałby się zorientować w uczuciach chłopaka. Wiedział co prawda, że Blain nigdy nie miał dziewczyny, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Przecież równie dobrze siatkarz mógł nie mieć u statystka żadnych szans.
Ale nie mógł stać w miejscu. Potrzebował go, potrzebował jego dotyk i jego uśmiech, jego głosu. Gdy siedział na podłodze w schowku, z głową Pierr’ego na kolanach, czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mógł godzinami przeczesywać jego czarne włosy, wpatrywać się w spokojną twarz, wsłuchiwać się w równy oddech.
Chciał jednak więcej. Zdecydowanie więcej. Chciał go całego, tylko dla siebie.
Ale było za wcześnie na poważne kroki.
***
To była ostatnia akcja, jeden punkt, tyle dzieliło ich od zdobycia olimpijskiej kwalifikacji. Serw, odbiór, atak i…
– Udało się, jedziemy do Rio! – Kevin rzucił się w szalonej euforii na Pierr’ego i zaczął go przytulać radośnie.
– Też się cieszę, ale puść mnie, bo zaraz połamiesz mi żebra – wycharczał przez zaciśnięte zęby Blain.
Tillie niechętnie puścił chłopaka. Z trudem powstrzymywał się przed ponownym chwyceniem statystyka w ramiona i pocałowania go. Świerzbiły go ręce, Pierre wydawał się jeszcze przystojniejszy niż zwykle. Dobrze, że przyjmujący miał na sobie luźne spodenki, bo inaczej mogłoby się zrobić bardzo niezręcznie.
Następnych kilkunastu minut prawie nie pamiętał. Ktoś coś mówił, ktoś śpiewał, ktoś gratulował, ale on tylko szukał w tłumie tych dużych, zielonych oczu.
Nagle ktoś wcisnął mu do ręki różową, pluszową kulkę, nagrodę za zdobycie MVP. Przyjrzał się jej uważnie. Była urocza i bardzo, bardzo milusia. Idealnie nadawała się na ukochanego pluszaka z dzieciństwa.  
Wiedział już, co ma robić. Wpadł na pomysł, który wydał mu się wyjątkowo genialny.
Naprawi komuś dzieciństwo.
***
Zmęczony Pierre powoli wszedł do swojego pokoju. Miał wszystkiego dość. Bezwładnie rzucił się na zdecydowanie za krótkie łóżko, z zamiarem natychmiastowego zaśnięcia.
Jednak coś mu w tym przeszkodziło. Na poduszce leżała urocza, pluszowa kulka. Zaskoczony wziął ja do ręki i obejrzał dokładnie. Jego mózg powoli analizował fakty, ale w końcu wywnioskował, skąd zabawka wzięła się w jego pokoju.  
Od razu stała mu się bliższa. Przymknął oczy, wdychając delikatny, ale tak dobrze znany, ukochany zapach.
Tak, zdecydowanie miał już swojego ulubionego pluszaka.


Kolejny rozdział tego opowiadania. Jestem z niego całkiem zadowolona, szczególnie z sceny w schowku.
Martwi mnie mała aktywność czytelników. Historia jest nietypowa i dlatego bardzo liczę na wasze opinie. Dodatkowo, każdy komentarz to zawsze ogromna motywacja. 
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i zapraszam na moje pozostałe blogi. 
Pozdrawiam
Violin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz