piątek, 10 marca 2017

J'irai moi un jour sur la lune

Zimne, majowe powietrze nie przeszkadzało Blainowi w siedzeniu na dachu ośrodka. Tylko tam miał święty spokój i mógł skupić się na pracy. Noc była też dobrym czasem, by pomyśleć, a gwiazdy świetnie spisywały się w roli niemych towarzyszek, słuchaczek zwierzeń.
A Pierre musiał się komuś zwierzyć.
Był zagubiony. Nie wiedział co się z nim dzieje. Przyspieszone bicie serce, urywany oddech, drżenie rąk, za każdym razem, gdy czuł jego dotyk na swojej skórze.
I to wesołe spojrzenie niebieskich oczu.
Podkulił kolana pod brodę i oparł głowę na ramionach. Nie miał pojęcia, co robić. Pierwszy raz był zupełnie bezradny wobec własnych uczuć. Nigdy nie czuł czegoś podobnego, takiego dziwnego przyciągania do drugiej osoby.
Już dawno zorientował się, że jest inny niż większość jego kolegów. Nie interesowały go dziewczyny, nie potrafił rozmawiać z znajomymi w szkole na temat ich kolejnych „podbojów”. Jednak dzięki siatkówce nie wyróżniał się aż tak bardzo, więc wszelkie wątpliwość zepchnął na dno umysłu.
Dopiero po kontuzji zaczął się izolować, uciekł w świat komputerów, przestał w ogóle spotykać się z ludźmi. Powoli zaczął zdawać sobie sprawę z tego kim jest, jednak nastroje, jakie panowały wokół takich, jak on, sprawiały, że jeszcze bardziej zamknął się w sobie. Przed całkowitą zapaścią ocaliło go stypendium z MIT­–u, ale nie było w stanie przekonać go, że nie jest zupełnie beznadziejny, że nie jest totalną porażką.
– Strasznie tu zimno.
Serce zabiło mu mocniej na dźwięk tak dobrze znanego głosy. Nie odwrócił się, mając nadzieję, że tylko się przesłyszał.
Jednak tak nie było. Po chwili poczuł, jak Kevin, najpierw siada obok, a potem zaczyna się dziwnie wiercić.
– Dlaczego oglądasz gwiazdy na siedząco? Szyje sobie naciągniesz. Tak powinno być lepiej! – chwycił Pierr’ego za ramię i pociągnął w kierunku ziemi. Blain nawet nie zdążył zaprotestować, a już leżał ramię w ramię z chłopakiem, na którego widok robiło mu się ostatnio dziwnie słabo, a którego oddech, teraz drażnił skórę statystyka.
– Znasz się na gwiazdach? – zadał kolejne pytanie Tillie.
– Trochę… To gwiazda polarna – Pierre niepewnie uniósł rękę i wskazał na niebo. – A to Wielka Niedźwiedzica i Mała Niedźwiedzica, Orion, Skorpion…
– A to? – Kevin chwycił dłoń Blaina i nakierował ja na odpowiednie miejsce.
– To chyba Łabędź… – odpowiedział niepewnie. Jego serce biło niespokojnie, z trudem opanowywał drżenie ciała. – Tak przynajmniej myślę…
– Łabędź? Jak ten w „Brzydkim Kaczątku”?
– Dokładnie.
– Lubię tę baśń – Kevin powoli opuścił rękę, nadal jednak kurczowo ściskając nadgarstek drugiego chłopaka. – Dobrze się kończy. Brzydkie kaczątko staje się pięknym łabędziem. Wielu daje to nadzieję.
– To tylko baśń – Pierre wzruszył ramionami. – Takie rzeczy nie zdarzają się w rzeczywistości.
– Nie wierzysz w baśnie? – przyjmujący podniósł się na łokciach i z niedowierzeniem spojrzał na statystyka.
– Nie bardzo. Dobro zawsze zwycięża zło? Bujda na resorach – prychnął z pogardą. – Najczęściej jest zupełnie inaczej, przekonałem się o tym na własnej skórze – ze złością zacisnął pięści.
Kevin delikatnie chwycił jego dłoń i ścisnął ją pokrzepiająco.
– Wiem, że ludzie cię skrzywdzili, ale to jeszcze nie koniec – wyszeptał z troską. – Może po prostu dotychczas byłeś brzydkim kaczątkiem, ale za chwilę będziesz pięknym łabędziem. Przynajmniej dla mnie.
Pierre nie powiedział. W uszach cały czas brzęczały mu słowa przyjmującego, serce biło mu w niewiarygodnym tempie. Kurczowo trzymał rękę chłopaka, jakby bał się, że ten zaraz zniknie, znów zostawi go zupełnie samego.
Ale Kevin nie zrobiłby tego.
Nie zrobiłby tego, bo cholernie mu na Blainie zależało.
***
– Co robisz?
Pierre poczuł, jak jego serce staje gwałtownie. Powoli podniósł wzrok, a jego oczy zetknęły się z spojrzeniem oczu Kevina.
– Przeglądam nagrania z meczów – odpowiedział, siląc się na znudzony ton. Nadal zupełnie nie rozumiał, dlaczego tak reaguje, a po wieczornej rozmowie na dachu, czuł się jeszcze bardziej nie swojo w towarzystwie przyjmującego. – Nie jest idealnie z  przyjęciem i trochę za wolno zbierasz się do ataku.
– Dzięki, popracuję nad tym – Kevin uśmiechnął się szeroko i poklepał chłopaka po plecach. Statystyk odruchowo skulił się w sobie, nerwowo  poprawiając okulary. – Idziemy potem z Earvinem i Tchibo na miasto, idziesz z nami? – zapytał Tillie, nadal trzymając dłoń na ramieniu Blaina.
– Nie, dzięki, ale mam dużo pracy – szybko wykręcił się Pierre.
Choć propozycja przyjmującego wydała mu się wyjątkowo atrakcyjna, to na samą myśl o spędzeniu z nim normalnego czasu poza pracą, robiło mu się dziwnie słabo.
– Jak tam chcesz – Kevin wzruszył ramionami. – Ale nie wiesz, co tracisz – powiedział jeszcze po czym odszedł, pogwizdując wesoło.
Nie miał pojęcia, że Pierre doskonale wiedział, co traci.
I to przerażało go najbardziej.
***
Kevin powoli popijał ciemne piwo. Siedzący obok kumple rozmawiali o czym zawzięcie, ale on zupełnie ich nie słuchał. Jego myśli błądziły wokół pewnego młodego chłopaka, który został w ośrodku. Zupełnie nie potrafił wyrzucić go z umysłu, choć prawda była taka, że chyba nawet się starał to zrobić.
Nagle czyjś głos wyrwał go z zamyślenia.
– I jak wam życie leci, panowie?
Kevin uśmiechnął się odruchowo na widok starszego Blaina, właściciela dobrze prosperującej knajpki, w której właśnie siedzieli. Antoine był trochę niższy i bardziej krępy od młodszego brata, miał także trochę bardziej okrągła twarz, a na jego ciemnej czuprynie, mimo zaledwie trzydziestki na karku, już widać było kilka siwych włosów.
Jednak przyjmującego bardziej interesował ten sam, co u Pierr’ego słodki uśmiech, chytry błysk w oku, melodyjny głos, który raz po raz rozbrzmiewał w jego głowie. Nie potrafił o tym od tak zapomnieć, od tak wyrzucić z siebie wspomnienia dotyku tych delikatnych dłoni. Powoli zaczynał rozumieć, dlaczego w towarzystwie statystyka, robi mu się dziwnie gorąco, dlaczego nagle traci zdolność logicznego myślenia.
Nie bał się tego jednak, już dawno zrozumiał kim jest, a otoczenie to na szczęście akceptowało. Nawet jego ojciec stwierdził, że mając trzech synów, któryś musiał okazać inny.
– A temu co jest? – mężczyzna wskazał głową na zamyślonego Kevina.
– Nie wiemy  ­– Earvin wzruszył ramionami. – Od kilku dni jakiś taki dziwny chodzi.
–  Na moje oko, to on się zakochał – stwierdził Blain – A w takim wypadku, na waszym miejscu zacząłbym uważać.
– Niby dlaczego? – zbaraniał Rossard, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego ma uważać na uczucia kumpla.
– Nie powiedzieliście mu? – Antoine spojrzał ze zdziwieniem spojrzał na Earvina.
– Jakoś nie było okazji – N’gaphet uśmiechnął się przepraszająco. – Dla twojej wiadomości – Kevin jest gejem. Dlatego, zawsze ląduje w pokoju z żonatym facetem. Tak na wszelki wypadek, to dodatkowy środek bezpieczeństwa, żeby mu nie przyszło do głowy któregoś z nas obmacywać – wyjaśnił młodszemu siatkarzowi.
– Rozumiem – ten powoli pokiwał głową. – Ale na serio myślicie, że to to? – niepewnie spojrzał na Tilli’ego .
– Tak, to to – odpowiedział, ku zdziwieniu pozostałych, Kevin. – Chłopaki, ja się chyba naprawdę zakochałem.


Mamy już czwarty rozdział, akcja zaczyna się rozwijać. Niestety trochę mi smutno, bo pod ostatnim rozdziałem pojawił się tylko jeden komentarz. Pamiętajcie, że wasze wpisy, nawet te bardzo krótkie, są dla mnie ogromną motywacją. 
Pozdrawiam
Violin

2 komentarze:

  1. Szczerze powiedziawszy to pierwsze opowiadanie siatkarskie z takim wątkiem, które mam okazję czytać. Jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się dalej akcja. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny 😙

    OdpowiedzUsuń
  2. 23 year old Accounting Assistant IV Leland McFall, hailing from Keswick enjoys watching movies like Baby... Secret of the Lost Legend and 3D printing. Took a trip to Kathmandu Valley and drives a Grand Am. sprawdz moja strone

    OdpowiedzUsuń