piątek, 17 lutego 2017

La neige blanche et les matins d'hiver

– Pierre, musisz to zobaczyć, po prostu musisz!
Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadł rozentuzjazmowany Kevin.
– Czego chcesz? – Blain nawet nie oderwał wzroku od ekrany komputera. Tillie w odpowiedzi prychnął pogardliwie po czym bezceremonialnie, zatrzasnął pokrywę laptopa.
– Śnieg spadł! – wykrzyknął radośnie. – Rozumiesz?! Śnieg! W Montpellier nigdy go nie ma, w Kędzierzynie też w tym roku nie spadł, ale tu w Berlinie jest!
– I co z tego?
Przyjmującemu opadły ręce. Zupełnie nie rozumiał takiej postawy, czuł się tak, jakby przemawiał do małego dziecka.
– Jest śnieg – zaczął jeszcze raz, tym razem trzy razy wolniej – Taki biały, zimny puch. Z tego puchu można na przykład zrobić bałwana. Albo dużo białych kulek, znaczy się śnieżek! I potem urządzić bitwę na te śnieżki! Albo, jak nie chcesz nic lepić, to możemy porobić aniołki na śniegu.
– Chyba oszalałeś.
– No chodź, będzie fajnie!
– Nigdzie się nie ruszam.
– Nie możesz spędzać całego dnia nad statystykami!
– Taką mam pracę.
– Ale to chore! Musisz wyjść do ludzi!
– Daj mi spokój – Pierre znów otworzył laptopa. Nie chciał mieć do czynienia z idiotyczny pomysłami drugiego chłopaka.
Ten jednak nie dawał za wygraną. Zabrał statystyków i komputer po czym siłą zmusił go, by wstał.
– Stój, gdzie stoisz, nie ruszaj się i wszystko zostaw mnie – nakazał
– Blain niewiele mógł zrobić, więc po prostu westchnął głęboko i postanowił się poddać. Wiedział bowiem, że Kevin jest uparty, jak osioł i żadne słowa do niego nie docierają.
Tillie jednak nie działał spontanicznie, miał swój własny, skomplikowany plan. Niczym pracowita mrówka, zaczął uważać się wokół Pierr’ego. Najpierw wcisnąć na niego wełniany sweter w białe śnieżynki. Potem na to nałożył puchatą, jaskrawo zieloną kurtkę. Dodał jeszcze fioletowy szalik i rękawiczki, a wszystko udekorował pomarańczową czapką z pomponem.
– Ta dam! – uśmiechnął się szaleńczo, prezentując swoje dzieło.
– Możesz mi wyjaśnić, co to ma do cholery być?!
– Twoje nowe wdzianko! – odpowiedział radośnie. – Nie możesz mi się przecież przeziębić, kiedy będziemy brać udział w bitwie na śnieżki!
– Kto powiedział, że będę brać udział w bitwie na śnieżki?
– A niby po co się tak ubrałeś?
– Jesteś straszny.
– Wiem. Ale jestem też prze uroczy, prze przystojny i prze wspaniały. Dlatego wszyscy mnie uwielbiają.
– Żyję sobie dalej w tym wyimaginowanym świecie.
– Nie narzekaj, tylko chodź! – Kevin chwycił chłopaka za rękę i wyprowadził z hotelu, śpiewając na cały głos jedną z powszechnie znanych francuskich piosenek dziecięcych.
Przed wejściem czekali już na nich pozostali zawodnicy, a także jeden z fizjoterapeutów, który miał kontrolować zabawę, by nikt nic poważnego sobie nie zrobił.
– Macie zakaz rzucania w siebie lodem, kamieniami i innymi twardymi, ostrymi lub niebezpiecznymi rzeczami – powiedział znudzony tonem. – Ten, kto złapie przeziębienie, zrobi sto okrążeń wokół hali i przez całą fazę grupową Światówki, będzie przynosił trenerowi kawę. Zrozumiano?
– Tak jest! – Czternastu chłopa zasalutowało synchronicznie po czym odwróciło się na pięcie i odmaszerowało równym krokiem.
Bitwa miała się odbyć w pobliskim parku. Podzielili się na dwie grupy i oczywiście Pierre musiał wylądować w tej samej drużynie co Kevin, bo jakże by inaczej.
– Oni mają Earvina, a my tego ciamajdę Rouziera, musisz być z nami, by szansę były wyrównane – wyjaśnił mu podekscytowany przyjmujący, jednocześnie łapiącej kolejne śniegowe pociski. W tym samym czasie jego koledzy starali się zrobić, jak najwyższy
Blain tylko wzruszył ramionami. Nie obchodziła go ta cała „bitwa” i miał zamiar ulotnić się, jak tylko nadarzy się ku temu okazja.
Okazja nadarzyła się dość szybko, bo po niespełna dziesięć minutach, wojna przerodziła się w chaotyczną bójkę, gdzie każdy był wrogiem każdego i każdy mógł oberwać śnieżką. Statystyk postanowił skorzystać z dogodnego momentu i wycofać się kulturalnie.
Nie uszedł jednak daleko, bowiem szybko oberwał śnieżką w tył czaszki.
­– Kevin, nie chowaj się za drzewem, doskonale wiem, że to ty – powiedział, nawet się nie odwracając.
Oberwał drugą śnieżką.
–  Kevin, to naprawdę nie jest śmieszne.
Trzecia śnieżka.
– Kevin…
Na koniec czwarta i to prosto w okulary.
– O nie, teraz to już przesadziłeś – Pierre starł z twarzy resztkę śniegu. – Chcesz wojny, to będziesz miał wojnę.
Zrobił własny pocisk i wycelował w, wystającą za drzewa, nogę przyjmującego. Trafił doskonale, ale szybko sam znów oberwał. Chciał się odgryźć w ten sam sposób i nawet nie zauważył, kiedy wdał się w zaciętą bójkę na śnieżki z Kevinem.
I choć sam przed sobą się do tego nie przyznawał, to całkiem mu się ta zabawa podobała.
Tak wkręcili się w wzajemne obrzucanie śniegiem, że nawet nie zauważyli, jak oddalili się od reszty. I pewnie długo by jeszcze nie zwrócili na to uwagi, gdyby nie to, że w pewnym momencie stopy Kevina natrafiły na lód. Pośliznął się, stracił równowagę, ale w ostatniej chwili złapał Pierr’ego za rękę i zamiast na twardej ziemi, wylądował na nim.
Pierre zamarł. Czuł ciało drugiego chłopaka na swoim, jego ciepły oddech na swojej skórze. Wiedział, że powinien wstać, otrząsnąć się, ale nie potrafił. Jego serce biło zdecydowanie za szybko. Nie był wstanie ruszyć choćby małym palcem u stopy. Był całkowicie sparaliżowany. Jedyne co mógł zrobić, to patrzeć w brązowe oczy Kevina i zastanawiać się, co właściwie się dzieje.
Tillie też na chwilę stracił swoje wesołe uosobienie. Jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w bladą twarz statystyka, a jego ciało drżało. Nie kontrolował tego, nie potrafił.
– Całkiem niezły z ciebie materac – szepnął w końcu, uśmiechając się nieznacznie i wstając z ziemi.
Podał statystykowi rękę i pomógł mu się podnieść. – Mógłbyś pracować, jako zawodowy ratownik czterech liter – wymusił śmiech, starając się ukryć zdenerwowanie.
– Na razie nie planuję takiej ścieżki kariery – Pierre nie uśmiechał się, ale kąciki jego ust unosiły się nieznacznie.
Tyle wystarczyło, by Kevin poczuł dziwne ciepło wokół serca.
– Idziesz już?
– Mam jeszcze trochę rzeczy do zrobienia.
– Ale musisz przyznać, że było fajnie.
– Tak, było całkiem… przyjemnie.
Stali tak naprzeciw siebie i nie mieli pojęcia, co powiedzieć. Krople topniejącego śniegu, powoli skapywały z okularów Blaina.
– Zostało ci trochę śniegu… o tu, za szkłem – Tillie niezdarnie przejechał palcem po szkłach chłopaka, chcąc je oczyścić.
– Zostaw. Proszę – statystyk chwycił rękę kolegi i odsunął ja od swojej twarzy. Jednak nie wiedzieć czemu, nie mógł potem puścić nadgarstka. Trzymał go kurczowo, jakby się bał, że to ostatnia deska ratunku z tonącego okrętu. Nie rozumiał co się dzieje, nie rozumiał, dlaczego tak reaguje. Przerażało go to, ale zarazem fascynowało.
– Pierre..
Głos przyjmującego, wyrwał go z letargu. Puścił dłoń. Dotarło do niego co zrobił. Ogarnął go strach.
– Ja… przepraszam… pójdę już – schował ręce do kieszeni kurtki, odwrócił się i odszedł zgarbiony.
Kevin został zupełnie sam. Niepewnie zrobił krok w przód, a potem w tył. Nie miał pojęcia co ma powiedzieć, co robić. Osunął się powoli na ziemię, schował twarz w dłoniach, próbował złapać oddech. Chciał tylko trochę rozweselić byłego rozgrywającego, ale zamiast tego, pod maską obojętności i znudzenia, udało mu się dostrzec prawdziwe oblicze chłopaka.
Oblicze pełne bólu i cierpienia.
I nie wiedzieć czemu, nagle jeszcze bardziej postanowił się tego bólu, tego cierpienia, pozbyć.


Mamy i kolejny rozdział. Teraz już powinniście wiedzieć, dlaczego twierdzę, że takiego opowiadania jeszcze pewnie nie było.
Pozdrawiam
Violin

4 komentarze:

  1. Powiem Ci, że takiego obrotu sprawy to się zupełnie nie spodziewałam. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obstawiam, że mało kto spodziewał się takiego obrotu sprawy. Dzięki za miłe słowa.

      Usuń
  2. O jejciu! Jeśli moje przypuszczenia okażą się prawdziwe, to rzeczywiście się porobiło... ;) I masz rację, że takiego opowiadania jeszcze nie było, a przynajmniej ja się z takim nie spotkałam. Ale chętnie poczytam i jak już powiedziałam po pierwszej części - na pewno będę tu stałym gościem.
    PS bitwa na śnieżki była super pomysłem i mega miło się czytało o dorosłych, dwumetrowych mężczyznach, bijących się śniegiem jak małe dzieci. :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obstawiam, że twoje przypuszczenia są prawdziwe :) Zobaczymy, jak dalej potoczy się akcja.

      Usuń