sobota, 4 lutego 2017

Rappelle-moi le jour et l'année

Ten dzień miał być inny. Kevin czuł to od samego rana. Gdy stawił się na zimowym zgrupowaniu w Montpellier coś wisiało  w powietrzu. Nie wiedział tylko co.
– Chłopaki, w dwuszeregu zbiórka, ale prędko proszę – zarządził Laurent Tillie, przerywając rozgrzewkę.
Kevin niechętnie podniósł się z podłogi. Nie lubił, jak ktoś wytrącał go z treningowego rytmu, nawet jeśli był to jego własny, biologiczny ojciec.
– Coś się stało?
– Zepsuliśmy coś?
– Jesteśmy tu dopiero kilka godzin.
– To byłby rekord.
– Te drzwi od schowka to wyrwał Earvin, jakby co.
– Chcę wiedzieć o jakie drzwi chodzi? – trener pytająco uniósł jedną brew.
Wszyscy zgodnie pokręcili głowami. Jakoś nie mieli ochoty tłumaczyć się z porannych zabaw w chowanego.
– Na szczęście nie zamierzam was jeszcze opierdalać, a wręcz przeciwnie – mężczyzna uśmiechnął się chytrze. – Jak zapewne wiecie Rafael zrezygnował z funkcji statystyka w naszej drużyny, a Thomas potrzebuje kogoś do pomocy…
W tym momencie drzwi do sali uchyliły się z głośnym zgrzytem, a do środka wszedł wysoki chłopak z torbą na laptopa przewieszoną przez ramię. Czarne, przydługie włosy miał malowniczo rozczochrane, a ukryte za grubymi okularami oczy, wpatrywały się w ekran komórki.
Wszyscy zamarli. Chłopak powoli podniósł wzrok.
– Spóźniłem się prawda?
– Tylko dziesięć minut.
  Pociąg.
– Rozumiem.
– Przepraszam.
– Nic nie szkodzi, jakoś to przeżyjemy.
Kevin stał, jakby go ktoś zmroził na amen. Kojarzył bowiem stojącego przed nim chłopaka, kojarzył nawet bardzo dobrze, ale na cierpliwość Wielkiego Rezende ( której ten nie miał), nie był wstanie powiedzieć skąd.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że ma przed sobą Pierr’ ego Blaina we własnej osobie.
Pierre się zmienił. I nie chodziło nawet o to, że miał teraz dłuższe włosy i nosił okulary zamiast soczewek. Jeszcze niespełna trzy lata wcześniej można było spokojnie uznać, że jest to normalny, zdrowy, silny chłopak. Wtedy jego oczy błyszczały wesoło, uśmiech nie schodził z twarz, w jego postawie widać było chęci i entuzjazm.
Teraz wyglądał niczym trup. Był wychudzony, miał bladą ziemistą cerę, garbił się niczym starzec. Pustym spojrzeniem wodził po hali, nie zatrzymując wzroku na niczym, nawet na twarzach chłopaków, których przecież znał przynajmniej z widzenia.
– Pierre? Pierre Blain? – pierwszy otrząsnął się N’Gaphet.
– Cześć Earvin, mnie też miło cię widzieć – młody statystyk uśmiechnął się krzywo.
– Stary, gdzieś ty się podziewał przez te lata? – Tym razem odezwał się Rossard, który grał z Blainem w juniorach.
– Lepiej powiedz, co tu robisz? – wyrwało się Rouzierowi.
– Powinniście już zorientować się, że jestem tym nowym statystykiem, który będzie pomagał Thomasowi. Tak więc, witam, nazywam się Pierre Blain i od dzisiaj jesteście na mnie skazani.
***
– Wracasz do siatkówki? – zapytał Kevin, nonszalancko opierając się o biurko w niewielkim pokoju statystyków.
Pierre stanął gwałtownie. Zacisnął dłonie w pięści.
– Zgodziłem się, bo twój ojciec mnie o to poprosił – warknął, próbując opanować drżenie głosu.
– Nie żartuj – prychnął Tillie. – Tęskniłeś za tym, prawda? Za halą, za piłką, za taktyką. Brakowało ci tego.
Blain nic nie powiedział. Nadal pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę przed sobą. Mechanicznie zaczął przekładać leżące na stole papiery.
– Zmieniłeś się – szepnął pod nosem przyjmujący – gdzie się podział ten wesoły chłopak, którego znałem.
– Już go nie ma – Pierre odwrócił się powoli – Zginął w momencie, w którym wpadłem w siatkę tamtego dnia – jego głos był całkowicie wyprany z emocji, a w oczach nie było można dostrzec żadnych uczuć.
Kevina przerażało to, co widział. Nigdy nie spotkał kogoś, kto reagowałby na wszystko z tak ogromną, irracjonalną obojętnością.
– Nie próbowałeś walczyć?
– A po co walczyć, skoro na starcie jest się przegranym – powiedział jeszcze Blain po czym odwrócił się i wyszedł, nawet nie patrząc na drugiego chłopaka.
***
– Pierre, chłopcze, zrobiłbyś coś dla mnie?
Blain podniósł wzrok znad laptopa. Przed nim stał Laurent Tillie i uśmiechał się z, dla chłopka, nieprzyzwoitym wręcz entuzjazmem.
– Cały czas robię – wzruszył ramionami. – Za to mi płacą.
Trener parsknął śmiechem. Pierre przewrócił oczami. Nie widział w tym nic śmiesznego.
– Zagrałbyś z chłopakami? – zapytał mężczyzna. – Ben jest u fizjoterapeutów, a potrzebuję drugiego rozgrywającego, żeby przećwiczyć jedno zagranie. Grałeś przecież na rozegraniu.
– Tego nie ma w zakresie moich obowiązków – ton Blaina zmienił się diametralnie. Wcześniej był zupełnie pozbawiony jakichkolwiek uczuć, teraz słychać był w nim chłód i niewyobrażalne rozgoryczenie.
– Jednego seta możesz zagrać, prawda? Dopóki Benjamin nie wróci.
– Nie. Gram. – wycharczał z taką złością, że Kevin, który akurat ćwiczył atak, zamarł z ręką w powietrzy, a piłka spadła mu na głowę.
– Ej, no weź, zagraj z nami – młody przyjmujący postanowił pomóc ojcu.
– Nie – rozgrywający był nieugięty.
– Ale…
– Po prostu nie! – Pierre podniósł głowę, stracił panowanie nad sobą. Zaciskał nerwowo pięści. Jego oddech przyspieszył, twarz zbladła.
Wybuch zwrócił uwagę wszystkich. Zapadła zupełna cisza.
Spuścił wzrok. Puste spojrzenie wlepił w ekran komputera.
– Przepraszam – szepnął. W jego okularach odbijał się obraz liczb, tabeli.
– Nie martw się – Laurent uśmiechnął się smutno. – Poradzimy sobie.
Był zszokowany. Philippe mówił mu, jak źle jest z jego synem, ale nie myślał, że po trzech latach, psychika chłopaka może być nadal tak zniszczona. Martwiło go to, martwiło i to bardzo.
– A panowie co? – zwrócił się lekko podenerwowany do zawodników. – Wracać do ćwiczeń, ale już!
Wrócili do treningu, szybko zapomnieli o incydencie, zajęli się czymś innym.
Jedynie Kevin zauważył pojedyncze łzy wspomnień, zbierające się zza szkłami okularów.
***
Panowała zupełna cisza. Piłka w jego dłoni wydawała się być całym światem. Liczyła się tylko ona i siatka w połowie pustego boiska.
Niepewnie stanął za końcową linią. Odetchnął głęboko. Jego umysł odruchowo zaczął szukać słabych punktów przeciwnika.
Ale przeciwnika nie było. Był tylko on sam.
Musiał spróbować.
Wziął rozbieg. Piłka poszybowała w górę. Podskoczył. Uderzył w nią z całej siły.
Opadł na ziemię. Okropny ból przeszył prawą nogę. Piłka wpadła w siatkę.
Osunął się na kolana. Drżał. Nie był wstanie pohamować łez bezsilności. Ból był nie tylko fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny. Znów się nie udało, znów przegrał.
I to sam ze sobą
– Pierre…
Podniósł wzrok, choć doskonale wiedział, kto stoi w przejściu. Kevin Tillie nie wiedział co ma powiedzieć. Nie powiedział, więc nic. Zamiast tego podszedł do chłopaka i pocieszającego objął go ramieniem.
– Będzie dobrze – wychrypiał słabym głosem. Pozwolił by łzy Blaina moczyły jego koszulkę, by wyrzucił z siebie wszystkie emocje, by się przed nim otworzył. – Jeśli nie to marzenie, to inne. Zawsze trzeba wierzyć, że się uda.
– Ale ja już nie mam marzeń – wyszeptał Pierre. Ogromna rozpacz zbierająca się w jego oczach, rozdzierała serce Kevina na pół. Nie był wstanie tego znieść.
– Pomogę ci – powiedział stanowczo, chwytając jego dłoń. – Znów będziesz marzyć. Obiecuję.

Przedstawiam wam pierwszy rozdział zupełnie nowej historii. Nie będzie ona długa, lecz trudna. Mam nadzieję, że zostaniecie tutaj na dłużej.
Violin

4 komentarze:

  1. Możesz być pewna, że będę tutaj z Tobą. Kupiłaś mnie głównym bohaterem w stu procentach 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiadomo nie od dziś, że zespół Francji nie jest mi obojętny, a wręcz przepełnia większą część mojego życia. Może gdzieś tam pomyślałaś sobie o mnie kierując się wybraniem zawodnika ;D
    Nie powiem, że nie żal mi się zrobiło Perriego, bo owszem - zrobiło i wręcz zobaczyłam w nim znaną mi postać. To dziwne, ale można powiedzieć, że siebie? Sama nie mogę już grać z powodu nieustających problemów z kręgosłupem, no ale cóż ja w porównaniu do Blaina mam marzenia i się nie załamuje hahah :)
    Czekam na więcej i z pewnością zostanę do końca tej ciekawej historii.
    Dużo weny i całuje ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Już skradłaś moje serce tym opowiadaniem. Jak ty to robisz? Po przeczytaniu kilku zdań wiedziałam, że mi się spodoba i że tu zostanę. Po prostu pięknie piszesz i zawsze wiem, że każdy twój rozdział na każdym blogu jest świetny i dopracowany w 100%.
    Co do rozdziału, zaintrygował mnie i zdecydowanie zachęcił do czytania tego opowiadania. Powiem szczerze, że jeszcze takiej historii nie czytałam i nie czytałam też żadnego opowiadania z Kevinem i reprezentacją Francji w roli głównej, dlatego jestem jeszcze bardziej zaciekawiona.
    Czekam na więcej :)
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawno nie było mnie w blogosferze, ale ostatnio zaczęłam nadrabiać zaległości i przybyłam tutaj. To opowiadanie intrygowało mnie od dłuższego czasu, bo, mimo że Francuzów, w tym Kevina nigdy nie lubiłam (zwłaszcza po akcji z JW xD), chciałam przeczytać tę historię. I oto jestem ^^ Powoli nadrabiam te sześć rozdziałów.
    Przykro mi z powodu Pierre'a i tego, co go spotkało, ale wierzę, że z pomocą kolegów z kadry, w szczególności Tillie, da radę odzyskać radość z życia i wróci do stanu sprzed wypadku.
    Swoją drogą, niezły z niego masochista. Wrócił w miejsce i do ludzi, którzy przypominają mu o traumatycznych wspomnieniach. Z drugiej strony, może to mu pomoże w pozbyciu się demonów przeszłości ;)
    Podobało mi się, wkrótce przybędę znowu, prawdopodobnie.
    Ślę całuski :*

    OdpowiedzUsuń